niedziela, 2 października 2016

1.
Gdy pozory wskazywały na to że moja miłość która pojawiła się dobre osiem miesięcy temu, po wielkich bojach trwa nadal i jestem najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem przy tym brązowookim człowieku, wszystko runęło jak mały domek z kart, który budowaliśmy już któryś raz z kolei. Z perspektywy osób trzecich, to co zaczęło niespełna pół roku temu, powinno znaleźć swój koniec przy pierwszym rozstaniu. Nie wiem czy można bardziej zostawić rany na drugim człowieku jak kilkukrotna zdrada, życzenie śmierci, rzucanie najgorszymi wyzwiskami, kłamstwa, tajemnice które jak się okazało, pojawiały się na każdym kroku. Jednak jest coś, co sprawia że potrzebujemy siebie w każdej chwili naszego życia. Nie było żadnych słów na nasze usprawiedliwienie, robiliśmy nawzajem świństwa które nie powinny zostać wybaczone, a jednak, wystarczyło jedno spotkanie po tym wszystkim, a czuliśmy się tak, jak by nic nigdy złego się między nami nie wydarzyło. 
Ostatnie nasze rozstanie miało miejsce miesiąc temu i chyba nawet w podobnych godzinach, gdzie po kolejnym świństwie jakie mu zrobiłam wykrzyczał że  nie chce mnie znać. Kolejny tydzień minął na ubliżaniu sobie od najgorszych wyzwisk jakie tylko znam. Byłam wtedy niemal pewna że to czas aby zapomnieć i odciąć się od tego bezpowrotnie. Do czasu, aż w piątkowy wieczór odpowiedziałam na kolejną z jego wiadomości typu 'zabij się!' wynikami które właśnie odebrałam, gdzie jednogłośnie wskazywało na to że wykryli u mnie komórki rakowe. 
Śmieszny zbieg okoliczności, prawda? Nie zrobiłam tego celowo, nie chciałam też aby wiedział, byłam przygotowana że odeśle mi wiadomość typu 'dobrze Ci tak', 'w końcu się doczekałaś'. Jednak nie było nic w tym stylu i nawet na odpowiedz musiałam długo czekać, napisał krótkie 'żartujesz, prawda?'. Nie miałam ochoty nawet odpisywać, czułam się żałośnie, z myślą że akurat jego słowa zostały w połowie wysłuchane. Czym sobie zasłużyłam? Robiłam głupstwa, robiłam ich mnóstwo, ale do tego stopnia, aby zostać śmiertelnie ukaraną? Chciałam dać mu satysfakcje, że stanie się to czego najbardziej chciał. Z mojej strony, był to jednak koniec, nie chciałam mieć żadnego oparcia w tym człowieku, chciałam odejść, zapomnieć no i umierać na co okoliczności wskazywały. Jego osoba jednak nie odpuszczała, był wstanie przyjechać w tej samej godzinie i ze mną porozmawiać, poczułam się jeszcze gorzej, wiedziałam że cokolwiek teraz nie zrobi, robi to z litości. Dlaczego jednak zgodziłam się na spotkanie? Dlaczego znów pozwoliłam zająć mu miejsce w moim życiu? Odpowiedz była prosta, On po prostu nigdy go nie opuścił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz